Wszyscy mają jakąś religię. Zazwyczaj pojawia się mocne przekonanie, że człowiek jest i pozostaje istotą religijną, która jeśli nie wyznaje prawdziwego Boga, to otacza się bożkami, jak wykazał np. Max Scheler. Wielu innych myślicieli badających zjawisko religijne potwierdza to przekonanie i je uzasadnia. Jeśli chcemy jednak zareagować na propozycje współczesnych ateistów, którzy agresywnie sprzeciwiają się religii, zwłaszcza chrześcijańskiej, przyjrzyjmy się nieco szerzej temu zjawisku.
Nowożytne wizje ateizmu
Niereligijność (a dzisiaj także antyreligijność) jest rezultatem sytuacji typowo nowożytnej. W czasach nowożytnych człowiek zachodni spróbował wyobrazić sobie życie bez Boga, a z biegiem czasu w licznych przypadkach zdecydował się żyć tak, jakby Boga nie było. Postarał się przekształcić słynną formułę: etsi Deus non daretur („gdyby nawet Boga nie było”), początkowo mającą charakter czysto teoretyczny, w zasadę życiową. W ten sposób religia została sprowadzona do jakiegoś „wyboru”, jednego spośród wielu, bez większego znaczenia egzystencjalnego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Projekt nowożytny polegał na wyzwoleniu człowieka od dwóch podstawowych więzi, które dogłębnie naznaczyły wcześniejsze kultury. Pierwszy – kosmologiczny wyrażał się w tym, że człowiek czuł się częścią porządku świata, naśladując go i traktując jako gwarancję przeciw rozbiciu bytu i dobra. Drugi – węzeł teologiczny polegał na posłuszeństwie prawu Bożemu.
W tym kontekście religia przyjmowała znaczenie sugerowane przez jedną z dwóch etymologii. Jedna widzi jej genezę w słowie religare, co oznacza „ponownie wiązać”, „naprawiać to, co zostało zerwane”. Z punktu widzenia lingwistyki ta etymologia religii jest mniej wątpliwa niż dopuszczalne wyprowadzanie jej z religere, które oznacza „ponownie odczytywać”, „gruntownie rozważać”. Moim zdaniem, wyprowadzanie religii z religare jest o wiele bardziej interesujące i bogate, gdyż w takim ujęciu religia jest po prostu więzią z Bogiem. Odrzucenie tej więzi następuje wówczas, gdy człowiek uważa, że sam może dowolnie, tak jak sam chce, decydować o sobie, o swoim życiu i o swoim przeznaczeniu. Rezultat takiego odrzucenia okazał się jednak negatywny.
Stąd moja teza jest następująca: ateistyczna wersja projektu epoki nowożytnej upadła. Żyjemy w kontekście rozległej serii usiłowań osłabiania tego faktu, podczas gdy nie powinniśmy go ukrywać, ale powinniśmy go uczciwie ukazywać. Prowokacje ateistów, którzy usiłują pokazać pozytywne znaczenie ateizmu, już dawno straciły oparcie w faktach.
Reklama
Zwróciłem uwagę na rozróżnienie między ogólnym projektem nowożytności a jego wariantem ateistycznym. Można by wysunąć zastrzeżenie, że ten ostatni jeszcze nie jest kompletny ani tym bardziej nie upadł. Współczesny człowiek zachodni zdołał wytworzyć społeczeństwo, które nie domaga się koniecznie żadnego fundamentu wykraczającego poza samego człowieka – społeczeństwo, w którym niczego albo prawie niczego nie brakuje. Okazało się możliwe wprowadzenie pokojowej zasady współistnienia między ludźmi. Należy także uznać sukces pewnego ateizmu metodologicznego w ramach badań nad naturą. Jest możliwe odrzucenie hipotezy Boga w wyjaśnianiu świata, jak miał powiedzieć Napoleonowi słynny fizyk i astronom Pierre Simon de Laplace. Zakładało to m.in., że idea Boga służy dostarczaniu wyjaśnień odnośnie do początku lub struktury świata.
Ateizm niszczy
Ateizm ujawnia wszystkie swoje ograniczenia tam, gdzie w grę wchodzi byt człowieka, ponieważ nie jest w stanie odpowiedzieć na podstawowe pytanie dotyczące właśnie wartości życia ludzkiego. Do tej pory brano pod uwagę życie jednostki, jeśli ona – by powiedzieć za Arthurem Schopenhauerem – „pokrywa koszty” swego życia. Dzisiaj pytanie się zaostrzyło, ponieważ staje na poziomie kolektywnym, czyli: czy ludzkość nie szkodzi równowadze między istotami żyjącymi na ziemi? Jeśli obecność ludzkości zakłada tak wielkie koszty, to czy nie byłoby lepiej, gdyby uległa pomniejszeniu? Rozmaite ruchy ekologiczne, które opierają swoje działania na „ubóstwianiu” natury, wystarczająco jasno to potwierdzają.
Humanizm, oparty na zasadach ateistycznym, posiada ten zasadniczy brak, że nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie o sens człowieka, taki sens, który byłby uniwersalny, to znaczy dotyczący każdego człowieka, i przez każdego człowieka możliwy do osiągnięcia.
Jeśli człowiek zależy tylko od siebie samego, to nie mamy „wysokiego” punktu odniesienia, na podstawie którego możemy podjąć decyzję odnośnie do wartości lub braku wartości człowieka. Sartre powiedział, że człowiek może wprawdzie prawomocnie przychylnie osądzić siebie samego, ale jest to bezczelnością nie do przyjęcia.
Reklama
Bez więzi z istotą transcendentną, czyli z Bogiem, który powołuje go do istnienia i uprawomocnia go w tym istnieniu, człowiek nie może nadal żyć odpowiedzialnie. Społeczeństwo, które pozwala się przeniknąć i kształtować przez ateizm, jest po prostu przeznaczone do eliminacji. W swojej pracy krytycznej o religii, opublikowanej w 1927 r., Zygmunt Freud pisał – jak podkreśla jej tytuł – o „przyszłości iluzji”. Dzisiaj wiemy, że ateizm nie ma przyszłości, ponieważ wyraźnie naraża na niebezpieczeństwo rodzaj ludzki, prowadząc do jego samodestrukcji.
Zrozumiał to już Jean-Jacques Rousseau. W komentarzu do wyznania wiary wikariusza sabaudzkiego w traktacie Emil, czyli o wychowaniu (księga IV) porównuje on ateizm do fanatyzmu, opowiadając się za „wyższością” ateizmu”. W trakcie swego wywodu zaznacza jednak, że wprawdzie „zasady [ateizmu] nie prowadzą do śmierci ludzi, ale przeszkadzają im w narodzeniu się”. Dzisiejsze ograniczenia liczby urodzin dowodzą słuszności tego wniosku.
Dzisiaj wiemy, że relatywnie pozytywny sąd Rousseau na temat ateizmu, któremu trzeba przyznać okoliczności łagodzące z powodu jego naiwności, odnosi się jedynie do jego wersji prywatnej. Okrucieństwa najważniejszych ideologii ateistycznych, które przybrały wymiar społeczno-polityczny, tzn. reżimów totalitarnych XX wieku, w niewyobrażalnym stopniu dopuściły się najgorszych zbrodni, jakich nigdy nie dopuściły się religie. Tym jednak, co nie traci na aktualności, jest obserwacja sformułowana przez Rousseau, że na dłuższą metę celem ateizmu jest niszczenie życia.
Autor jest dogmatykiem, profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie